Powered By Blogger

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 4

- Rose? Rose! - dziewczyna usłyszała zatroskany głos.
Pomału otworzyła oczy. Natychmiast zamajaczyły się czarne mroczki latające we wszystkie możliwe strony.
- Auuu - jęknęła, chwytając się za głowę - Co, co się stało?
- Kiedy wyjeżdżaliśmy z lasu uderzyłaś się w grubą gałąź. Spadłaś z konia i straciłaś przytomność - chaotycznie zaczął jej wyjaśniać James - chodź pomogę ci usiąść.
Kiedy Rose już siedziała, opierając się o pień drzewa, przez jej głowę przeleciała pewna myśl.
- Czyli to nieprawda? To wszystko mi się śniło? - rozmyślała. Przypomniała sobie jego błękitne oczy, jego usta na swoich ustach. Mimowolnie spojrzała rozmarzonym wzrokiem na Jamesa.
- Co się dzieje? - uśmiechnął się.
Rose pokręciła głową, rumieniąc się.
- Nic. Musimy już wracać. Dziadkowie będą się martwić. - próbowała wstać jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Chłopak tylko coś mruknął pod nosem i pomógł jej  wsiąść na konia. Sam następnie szybko wskoczył w siodło i wziął w ręce wodze od Aramisa.
- Co ty robisz?!
- Biorę wodze nie widzisz? - powiedział kpiącym tonem James.
- Nie jestem niepełnosprawna! - prawie krzyknęła Rose.
Chłopak nic sobie z tego nie robił. Pomału ruszyli stępem.
- Dureń - mruknęła.
Przez resztę drogi się do siebie nie odzywali. Po pewnym czasie Rose ogarnęło wielkie znużenie. Zaczęła się pomału oddawać w ręce snu kiedy wybudził ją głos Jamesa.
- Już jesteśmy.
Niebieskooki pomógł dziewczynie zejść z Miśka i siłą posadził ją na ławce.
- Masz tu siedzieć, dopóki nie wrócę! - powiedział rozkazującym tonem - idę szybko rozsiodłać konie i ZARAZ wracam - z wypowiedzianego zdania, dało się wyczytać groźbę typu: "Jeżeli wrócę, a ciebie nie będzie to obiecuję, że inaczej sobie porozmawiamy".
Po chwili James razem z Gardą i Aramisem zniknęli w stajni.
Rose oparła się o ścianę i przymknęła oczy. Zaraz przed nią stanął jej sen, Ten sen, którego nie zapomni. Doskonale pamiętała Jego cudownie błękitne oczy, Jego idealne mięśnie.
- O czym ja myślę?! - skarciła siebie w myślach - Muszę się zastanowić co powiem dziadkom, kiedy zobaczą guza. Ale to dzięki niemu przyśnił mi się ten piękny sen z Nim.
Poczuła, że jej powieki robią się coraz cięższe, aż wreszcie zasnęła.
°°°
Obudziło ją delikatne kołysanie. Uchyliła jedną powiekę. Zobaczyła Jamesa. Niósł ją.
- Możesz mnie już postawić - szepnęła.
- Nie.
-Tak. Postaw mnie - bała się, że może zobaczyć ją nonna, jak jest niesiona przez chłopaka. Wtedy dopiero nie miałaby spokoju.
Z lekkim westchnieniem James, delikatnie postawił ją na podłodze, natychmiastowo chwytając ją w pasie.
- Dziękuję - powiedziała, kiedy znaleźli się przy drzwiach wejściowych.
- Dla ciebie Aniele wszystko.
Zawstydzona spóściła wzrok.
O nie, znowu te motyle w brzuchu, pomyślała.
 Nie ma się czego wstydzić, usłyszała w głowie cichy głos.
Zdziwiona szeroko otworzyła oczy.
- Coś nie tak? - zapytał.
- Nie wszystko w porządku. Lepiej już pójdę - powiedziała, łapiąc za klamkę.
- Przyjdź o drugiej do stadniny. Do boksu Gardy.
- Słucham?!
- Będę czekać - uśmiechnął się szelmowsko i odszedł.

2 komentarze: