Rose obudziło ciche gwizdanie. Ktoś był w stajni. Z niechęcią otworzyła oczy i rozejrzała się po boksie w poszukiwaniu Aramisa. Stał przy wodopoju i popijał pomalutku wodę.
- Ugh - jęknęła dziewczyna rozciągając się.
Gwizdanie było coraz bliższe. Ktoś nadchodził.
- Garda już nie śpisz? - usłyszała radosny męski głos.
W odpowiedzi było słychać delikatne rżenie. Kimkolwiek on jest, konie go tu lubią. Pomału podniosła się z posłania przygotowanego ze słomy. Natychmiast podszedł do niej Misiek, ciesząc się, że już wstała.
- Cześć kochanie - zamruczała Rose przeczesując palcami grzywę ulubieńca.
- Kim jesteś? - usłyszała za sobą ostry głos.
Przestraszona odwróciła się szybko. Przed boksem stał wysoki, ciemnowłosy z jasnymi niebieskimi oczami chłopak, który przyglądał się jej ze zdziwieniem jak i z ciekawością.
- O to samo mogę się zapytać ciebie - odburknęła.
- Jestem James - przedstawił się chłopak - pomagam państwu Smith w prowadzeniu stajni - powiedział.
- Ja jestem Rose. Państwo Smith to moi dziadkowie. Wczoraj dopiero tu przyjechałam, ponieważ moi rodzice... - tu zadrżały jej usta.
- Ohh tak mi przykro - zająknął się James - nie wiedziałem.
Rose potrząsnęła głową.
- Nic się nie stało - powiedziała - muszę się nauczyć normalnie funkcjonować. Kiedyś ważna dla mnie osoba powiedziała mi "Pamiętaj, nie wolno żyć przeszłością. Musisz się skupić na teraźniejszości i przyszłości, bo inaczej w życiu nigdy nic nie osiągniesz".
- Mądre słowa - przytaknął.
- Czym się tu zajmujesz? - zmieniła temat Rose.
- Sprzątam w boksach, karmię konie, czyszczę je. Takie normalne rzeczy. W podziękowaniu za to, że opiekuję się końmi, twoi dziadkowie pozwalają mi jeździć na Gardzie. - Nagle przyjrzał się dokładnie dziewczynie i zachichotał.
- Hę? Co jest?
- Masz pełno słomy we włosach. Zaczekaj pomogę ci ją powyciągać. - powiedział odwracając ją tyłem do siebie.
- No gotowe! - sapnął - szczerze przyznam było to bardzo męczące.
Spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać.
- Dobra koniec tego - zadecydowała przez łzy Rose - muszę iść do domu się przebrać. Jestem cały czas w piżamie.
- Mi tam to nie przeszkadza - wzruszył ramionami James - Nawet do twarzy ci w tych ciuchach.
Rose chcąc nie chcą zarumieniła się. Porozmawiali jeszcze przez chwilę i dziewczyna ruszyła w stronę domu. Na palcach zakradła się do pokoju. Otworzyła walizkę i wyciągnęła z niej koszulę w kratę oraz krótkie, specjalnie podarte spodenki. Czuła, że dzisiaj będzie bardzo gorąco. Poszła do łazienki, wzięła szybki prysznic, umyła zęby i ubrała się w przygotowane ciuchy. Po chwili poczuła smakowitą woń jajecznicy.
- Nonna już wstała - pomyślała wychodząc z sypialni i kierując się w stronę kuchni.
Rose uśmiechnęła się pod nosem. Nie wyobraża sobie by mogła mówić do swojej babci "babcia". Od maleńkiego wszystkie ferie spędzała tutaj, we Włoszech. Ktoś wtedy powiedział jej, że "nonna" oznacza "babcia". I tak od tamtej pory z przyjemnością zwraca się do niej.
- Dzień dobry - przywitała się grzecznie podchodząc do babci i całując ją w policzek.
- Cześć skarbie. I jak się spało?
- Świetnie - odpowiedziała - nie wspominaliście mi, że macie stajennego - zapytała nim zdążyła się ugryźć w język.
- Jakoś nie było okazji - odpowiedziała patrząc uważnie na wnuczkę - kiedy go spotkałaś?
- Rano jak poszłam odwiedzić Aramisa - skłamała Rose.
Babcia pokiwała głową i stwierdziła:
- Przystojny
- Słucham? - dziewczyna wybałuszyła oczy.
- Przystojny - powtórzyła z uśmiechem, odwracając się by nałożyć Rose jajecznice.
- Ohh nonna no wiesz co?
- Nie przesadzajmy. Zjadaj szybko bo wystygnie ja idę obudzić dziadka. Ach i omal bym nie zapomniała. Jest w twoim wieku - rzuciła na odchodne babcia.
- Nonna! - wykrzyknęła za nią Rose ale jej już nie było.
- Ugh - jęknęła dziewczyna rozciągając się.
Gwizdanie było coraz bliższe. Ktoś nadchodził.
- Garda już nie śpisz? - usłyszała radosny męski głos.
W odpowiedzi było słychać delikatne rżenie. Kimkolwiek on jest, konie go tu lubią. Pomału podniosła się z posłania przygotowanego ze słomy. Natychmiast podszedł do niej Misiek, ciesząc się, że już wstała.
- Cześć kochanie - zamruczała Rose przeczesując palcami grzywę ulubieńca.
- Kim jesteś? - usłyszała za sobą ostry głos.
Przestraszona odwróciła się szybko. Przed boksem stał wysoki, ciemnowłosy z jasnymi niebieskimi oczami chłopak, który przyglądał się jej ze zdziwieniem jak i z ciekawością.
- O to samo mogę się zapytać ciebie - odburknęła.
- Jestem James - przedstawił się chłopak - pomagam państwu Smith w prowadzeniu stajni - powiedział.
- Ja jestem Rose. Państwo Smith to moi dziadkowie. Wczoraj dopiero tu przyjechałam, ponieważ moi rodzice... - tu zadrżały jej usta.
- Ohh tak mi przykro - zająknął się James - nie wiedziałem.
Rose potrząsnęła głową.
- Nic się nie stało - powiedziała - muszę się nauczyć normalnie funkcjonować. Kiedyś ważna dla mnie osoba powiedziała mi "Pamiętaj, nie wolno żyć przeszłością. Musisz się skupić na teraźniejszości i przyszłości, bo inaczej w życiu nigdy nic nie osiągniesz".
- Mądre słowa - przytaknął.
- Czym się tu zajmujesz? - zmieniła temat Rose.
- Sprzątam w boksach, karmię konie, czyszczę je. Takie normalne rzeczy. W podziękowaniu za to, że opiekuję się końmi, twoi dziadkowie pozwalają mi jeździć na Gardzie. - Nagle przyjrzał się dokładnie dziewczynie i zachichotał.
- Hę? Co jest?
- Masz pełno słomy we włosach. Zaczekaj pomogę ci ją powyciągać. - powiedział odwracając ją tyłem do siebie.
- No gotowe! - sapnął - szczerze przyznam było to bardzo męczące.
Spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać.
- Dobra koniec tego - zadecydowała przez łzy Rose - muszę iść do domu się przebrać. Jestem cały czas w piżamie.
- Mi tam to nie przeszkadza - wzruszył ramionami James - Nawet do twarzy ci w tych ciuchach.
Rose chcąc nie chcą zarumieniła się. Porozmawiali jeszcze przez chwilę i dziewczyna ruszyła w stronę domu. Na palcach zakradła się do pokoju. Otworzyła walizkę i wyciągnęła z niej koszulę w kratę oraz krótkie, specjalnie podarte spodenki. Czuła, że dzisiaj będzie bardzo gorąco. Poszła do łazienki, wzięła szybki prysznic, umyła zęby i ubrała się w przygotowane ciuchy. Po chwili poczuła smakowitą woń jajecznicy.
- Nonna już wstała - pomyślała wychodząc z sypialni i kierując się w stronę kuchni.
Rose uśmiechnęła się pod nosem. Nie wyobraża sobie by mogła mówić do swojej babci "babcia". Od maleńkiego wszystkie ferie spędzała tutaj, we Włoszech. Ktoś wtedy powiedział jej, że "nonna" oznacza "babcia". I tak od tamtej pory z przyjemnością zwraca się do niej.
- Dzień dobry - przywitała się grzecznie podchodząc do babci i całując ją w policzek.
- Cześć skarbie. I jak się spało?
- Świetnie - odpowiedziała - nie wspominaliście mi, że macie stajennego - zapytała nim zdążyła się ugryźć w język.
- Jakoś nie było okazji - odpowiedziała patrząc uważnie na wnuczkę - kiedy go spotkałaś?
- Rano jak poszłam odwiedzić Aramisa - skłamała Rose.
Babcia pokiwała głową i stwierdziła:
- Przystojny
- Słucham? - dziewczyna wybałuszyła oczy.
- Przystojny - powtórzyła z uśmiechem, odwracając się by nałożyć Rose jajecznice.
- Ohh nonna no wiesz co?
- Nie przesadzajmy. Zjadaj szybko bo wystygnie ja idę obudzić dziadka. Ach i omal bym nie zapomniała. Jest w twoim wieku - rzuciła na odchodne babcia.
- Nonna! - wykrzyknęła za nią Rose ale jej już nie było.
Dwa tygodnie później dziewczyna postanowiła zrobić małą przejażdżkę. Przez te dwa tygodnie widziała Jamesa tylko przez okno. Ale i to już wystarczyło, by na jego widok, jej serce mocniej biło.
- Misiu! Idziemy na jazdę! - wołała już przy wejściu Rose.
Nie patrząc przed siebie ruszyła szybkim krokiem, aż odbiła się od czegoś twardego i upadłaby, gdyby ktoś jej nie przytrzymał.
- Przepraszam - wyjąkała zdezorientowana patrząc w błękitne oczy wybawiciela.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się szeroko James - pozwalam ci się częściej przewracać. Tak słodko wyglądasz z przestraszoną minką.
Chłopak pomógł, całej czerwonej na twarzy Rose, wstać.
- Idziesz pojeździć? - zapytał zaciekawiony.
- Tak - odpowiedziała dalej zawstydzona.
- Świetnie się składa. Ja także teraz idę, więc pójdziemy razem. To idę przygotować konia - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha James - Jakbyś miała zamiar się przewracać to daj znać, chętnie cię poratuję - mrugnął do niej łobuzersko i poszedł do siodlarni, zostawiając Rose z palącymi rumieńcami na twarzy.
- Misiu! Idziemy na jazdę! - wołała już przy wejściu Rose.
Nie patrząc przed siebie ruszyła szybkim krokiem, aż odbiła się od czegoś twardego i upadłaby, gdyby ktoś jej nie przytrzymał.
- Przepraszam - wyjąkała zdezorientowana patrząc w błękitne oczy wybawiciela.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się szeroko James - pozwalam ci się częściej przewracać. Tak słodko wyglądasz z przestraszoną minką.
Chłopak pomógł, całej czerwonej na twarzy Rose, wstać.
- Idziesz pojeździć? - zapytał zaciekawiony.
- Tak - odpowiedziała dalej zawstydzona.
- Świetnie się składa. Ja także teraz idę, więc pójdziemy razem. To idę przygotować konia - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha James - Jakbyś miała zamiar się przewracać to daj znać, chętnie cię poratuję - mrugnął do niej łobuzersko i poszedł do siodlarni, zostawiając Rose z palącymi rumieńcami na twarzy.
Jezu jaki słodki koniec💞❤
OdpowiedzUsuń