Powered By Blogger

czwartek, 21 stycznia 2016

Rozdział 17

- Ryszardzie! - wrzasnęła pani Smith.
- Co się dzieje?! - zdenerwowany wbiegł do pokoju.
- Rose zniknęła - zaszlochała kobieta - zostawiła list.
Mężczyzna wziął do ręki kartkę i szybko przeleciał tekst wzrokiem, następnie objął żonę ramieniem.
- Było to do przewidzenia. Rosalia jest już niemalże dorosła, a na jej barki spadła ogromna odpowiedzialność. To była jej decyzja i nie możemy z tym nic zrobić.
- Ale, ale jeśli coś jej się stanie? Nigdy sobie tego nie wybaczę - kobieta ukryła twarz w dłoniach - gdyby od nas dowiedziała się prawdy, może do niczego takiego by nie doszło.
Poklepał ją delikatnie po plecach.
- Nigdy się tego nie dowiemy. Nie może nas interesować co by było gdyby. Bądź dobrej myśli. Co już zaczęła, musi sama dokończyć. Nie mamy już na to wpływu.
Niewidocznym wzrokiem spojrzał w stronę okna. Mimo jego zaciętości w głosie, sam w głębi duszy, bardzo się bał o swoją jedyną wnuczkę.

~~~

Gorąca, a zarazem odprężająca kąpiel sprawiła, że wszystkie negatywne myśli i emocje, wyleciały ze mnie, niczym powietrze z przebitego balona. Poruszyłam ręką, sprawiając, że woda delikatnie zafalowała. W powietrzu unosił się uroczy malinowy zapach.
Dwa dni temu przyjechaliśmy do Waszyngtonu, do mojego dawnego domu, który stał opustoszały już od kilku miesięcy. Początkowo bałam się, że natłok wspomnień mnie przerośnie, jednak jest w miarę dobrze. Zanurzyłam się głębiej w wodzie, powodując kolejne mini fale.
Uriel przez te dwa dni stara się znaleźć jakieś dokumenty, które mają mu w czymś pomóc. Na moją niekorzyść nie chce mnie w nic wtajemniczyć.
Może Uriel zmienił lekko nastawienie do mnie, ale nie zmienił swojego charakteru. W dalszym ciągu jest sarkastycznym i cholernie upartym dupkiem.Myślę, że mógłby czasem ukazać więcej empatii.
Do moich uszu doszło głośne przekleństwo, zapewne mające znaczyć, że znowu nic nie znalazł.
Z ciężkim westchnieniem wstałam i sięgnęłam po ręcznik, którym następnie owinęłam całe ciało. Nachyliłam się i wypuściłam wodę z wanny, po raz ostatni zaciągając się zapachem świeżych malin.
Poprawiłam ręcznik i skierowałam swoje kroki w stronę sypialni, by się przebrać. Po drodze wpadłam na wściekłego Uriela.
- Brak mi już cierpliwości - zaczął, nie zauważając mojego zmieszania - te dokumenty muszą gdzieś tu być! No poprostu muszą! Ale nie potrafię tych pieprzonych papierów znaleźć. Cholera! Wszystko jest przeciwko mnie, zaraz wylezę ze skóry...!
Pierwszy potop słów wyleciał z jego ust i już miał się rozpocząć kolejny, kiedy zauważył moje mocne rumieńce.
- A tobie co.. - zrobił duże oczy, ale w mig zobaczył przyczynę - uaa Rose, trzeba było odrazu powiedzieć, że chcesz mnie pocieszyć - uśmiechnął się szelmowsko, zachaczając niby to przypadkiem o krawędź mojego ręcznika.
- Palant - warknęłam, robiąc się jeszcze bardziej czerwona.
Szybko go minęłam i trzasnęłam drzwiami mojego pokoju.
- Jaki on jest bezczelny - mruknęłam, patrząc na odbicie w lustrze.
Cicho westchnęłam i objęłam się ramionami.
James. Tak bardzo za tobą tęsknię. Zrobię wszystko co w mojej mocy aby ci pomóc, by cię uratować.
Zadrżałam. Delikatny podmuch wiatru sprawił, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
No tak. Zostawiłam otwarte okno. Podeszłam do niego, z zamiarem zamknięcia, jednak coś mnie powstrzymało.
Dwójka ludzi stała po drugiej stronie ulicy i uparcie wpatrywała się w drzwi wejściowe mojego domu. Głos uwiązł mi w gardle. Nerwowo zamrugałam oczami, a kiedy je otworzyłam - ich już nie było.
Szybkim ruchem zamknęłam okno i zasunęłam rolety. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam czarne, dresowe spodnie i czarną koszulkę na ramiączkach. Najszybciej jak potrafiłam, ubrałam się i zeszłam do gabinetu, gdzie Uriel w dalszym ciągu przeglądał kolejne sterty dokumentów.
- Ktoś obserwuje dom - pisnęłam, wpadając do pomieszczenia.
- Wiem - odpowiedział, nie podnosząc głowy znad kartek, które właśnie przeglądał.
Stanęłam jak wryta.
- Jak to wiesz? - wydarłam się na niego - zamierzałeś mi chociaż o tym powiedzieć?!
- Nie - odparł swobodnie - sama się o tym dowiedziałaś. Zresztą... dawałaś nam nieco więcej czasu.
- Słucham?
- Byli tak zajęci podglądaniem twojego pokoju i ciebie w nim, kiedy się niejednokrotnie przebierałaś, że ci idioci nawet nie zauważyli, kiedy naniosłem na dom specjalną ochronę.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam jak zachipnotyzowana, tym co właśnie usłyszałam. Po chwili jednak się otrząsnełam, zacisnęłam dłonie w pięści i ruszyłam wściekła w jego stronę.
- Ty idioto.. jak mogłeś... jesteś nienormalny... - już miałam wziąć zamach, kiedy niespodziewanie poderwał się z miejsca, chwytając mnie za ręce i przypierając do najbliższej ściany.
- Spokojnie - wyszeptał mi do ucha - zawsze możesz się pochwalić, że to dzięki tobie jesteśmy teraz tu bezpieczni.
Wściekła zazgrzytałam zębami.
- Że to akurat ty musiałeś mi się wtrafić na anioła stróża - wysyczałam - chętnie bym się z kimś zamieniła, byleby być jak najdalej od ciebie.
- Nie przesadzaj - wymruczał delikatnie drażniąc moją skórę, czubkiem swojego nosa. Jednak uścisk na nadgarstkach, nie zelżał - jeszcze byś zstęskniła.
- Nienawidzę cię.
Spojrzał na mnie uważnie, po czym się odemnie odsunął. Upadłam na kolana. Spuściłam głowę w dół pozwalając, żeby włosy zakryły moją twarz. Dopiero wtedy dałam upust emocjom i po policzkach zaczęły spływać słone łzy.
- Jesteś beznadziejna - rzucił Uriel - powinnaś walczyć o swoje, a nie się poddawać. Jeśli tego nie zrobisz, nie masz najmniejszych szans, abyś przeżyła po wejściu do królestwa podziemi.
Pomału wstałam i na trzęsących się nogach pobiegłam do pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko, zanosząc się płaczem.
Byłam na niego taka zła. Jednak z drugiej strony miał rację. Jestem beznadziejna. Chociaż powiedział mi prawdę...
Spojrzałam na zegarek. Było grubo po godzinie drugiej. Delikatnie wyjżałam przez okno, jednak nikogo nie było.
Wolnym krokiem wyszłam na korytarz. Z dołu nie dochodził żaden dźwięk. Widocznie Uriel poszedł się już położyć. Nie wiedzieć czemu, nogi same skierowały mnie w stronę sypialni, na końcu korytarza.
Delikatnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Podeszłam do dużego łóżka i wyszeptałam
- Uriel?
- Mmm - usłyszałam w odpowiedzi.
- Nie potrafię zasnąć - zawahałam się - mogę wejść do ciebie?
- Mmm.
Uznałam to za "tak", więc bez namysłu wskoczyłam na miękki materac i przykryłam się kołdrą.
Już zasypiałam, kiedy wybudziła mnie myśl.
- Uriel... czy naprawdę oglądali mnie... nagą? - wyszeptałam.
- Głupia. Oczywiście, że nie. Już ja tego pilnowałem - jego duże orzechowe oczy wpatrywały się we mnie uważnie - zresztą... pierwszy, który cię zobaczy bez ubrań, to będę ja.
Delikatnie się zaśmiałam.
- Dobranoc - powiedziałam i odwróciłam się na drugi bok.
- Dobranoc i przepraszam za dzisiaj - wymruczał.
Po chwili poczułam jego silną rękę, na moim brzuchu. Byłam jednak zbyt zmęczona, by ją zepchnąć. Po paru chwilach zasnęliśmy wtuleni.

Znów byłam w Angelovillagio, na niewielkiej polanie otoczonej płaczącymi wierzbami. Pośrodku stał pomnik archanioła Gabriela. Zdezorientowana ruszyłam w jego kierunku. Nagle zza drzew wyszedł James. Ten James, którego tak dobrze znałam. Szeroko się do mnie uśmiechnął i rozłożył na boki ramiona. Szczęśliwa pobiegłam do niego i mocno się wtuliłam. Mimo, że był taki jak dawniej, to czegoś mi w nim brakowało. Czegoś, czego on nigdy nie miał. "Przepraszam" wyszeptałam odsuwając się od niego i spuszczając głowę. Jednak ten nie dawał za wygraną. Znów mnie przytulił. Wtedy poczułam coś jeszcze. Coś, czego przed chwilą w nim nie było. Podniosłam głowę w górę, przyglądając się uważnie jego twarzy. Nagle pobladłam. Jamesa już nie było. Jego miejsce zajmował Uriel.

Z głośno bijącym sercem, otworzyłam oczy. Zobaczyłam przed sobą ciemnoniebieską ścianę. Głęboko odetchnęłam. Przecież to było absurdalne. Kocham tylko Jamesa.
Usłyszałam obok cichy oddech. Zdezorientowana spojrzałam do tyłu. Uriel leżał na brzuchu, z głową skierowaną w moją stronę. Jego blond włosy były w takim nieładzie, że nie mogłam powstrzymać się od delikatnego uśmiechu. Wzięłam w palce jeden kosmyk, opadający na oko, i założyłam mu go za ucho.
Zabawne, pomyślałam, po wszystkim co wczoraj zrobił, nie potrafię się na niego gniewać.
Ważne, że przeprosił, szepnął mi cichy głosik w głowie. Zrezygnowana pokręciłam głową i po cichu, zaczęłam schodzić z łóżka. Na palcach podeszłam do drzwi i jednym sprawnym ruchem, szybko i bezszeleśnie je otworzyłam.
Umyłam się, przebrałam w świeże ubrania i poszłam szykować śniadanie. Trochę czasu zajęło mi stanie przed lodówką, lecz po chwili się zdecydowałam. Wyciągnęłam z niej jajka i mleko. Następnie podeszłam do wiszącej szafki, z której wzięłam sól, cukier i mąkę.  Zaczęłam ubijać białka z szczyptą soli, na twardą pianę. Kolejne składniki zmieszałam i dodałam stopniowo pianę z białek. Rozgrzałam patelnię i zaczęłam smarzyć naleśniki.
- Mm co tak pachnie? - usłyszałam głos, dochodzący zza pleców.
Podskoczyłam wystraszona, a naleśnik, który właśnie przewracałam, prawie spadł na ziemię.
- Nie strasz mnie - warknęłam, przykładając dłoń do serca.
- Przepraszam - uśmiechnął się, nalewając sobie soku - to co pichcisz?
- Naleśniki biszkoptowe - powiedziałam, nakładając pierwszego na talerz.
- Super. Umieram z głodu.
Po niecałych dziesięciu minutach zasiedliśmy do stołu, by w ciszy i spokoju zjeść śniadanie. Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia co do Uriela. Niby chamski, beztroski, pyskaty, sarkastyczny, a jednak jest w nim coś takiego co mnie do niego przyciąga i pozwala mu zaufać. I o nie. Nie jest to spowodowane, że jest moim aniołem stróżem. Co to, to nie. Potrafi do mnie dotrzeć, jak nikt inny. Mówi mi prawdę, nigdy nie kryje się z tym, co w danej chwili myśli. Jest tajemmiczy, ale nie odpychający. Uniosłam oczy znad naleśnika. Ma też ciekawy typ urody. Blondyn, średniej długości włosy, układające się każdy w inną stronę, delikatnie blada cera i ciemne, orzechowe oczy.
Te jego oczy to dla mnie wielka zagadka. Jakim cudem ktoś o jasnej karnacji i włosach, może mieć takie tęczówki.
Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową. Niektórych rzeczy, nigdy się nie dowiem.
Wstałam od stołu i schowałam talerz do zmywarki.
- Idę pogrzebać na strychu - zwróciłam się, do kończącego naleśnika, Uriela - może tam coś znajdę.
- Ok. Zaraz do ciebie dołączę.
Kiedy wychodziłam, do moich uszu dobiegł mnie jego głos.
- Chociaż ciężko mi to przyznać, ale całkiem niezłe wyszły ci te naleśniki.
- Całkiem? - uniosłam brwi do góry, rzuciłam mu przelotne spojrzenie i wyszłam z kuchni.
Tak ciężko mu się przyznaje, że ktoś lepiej coś od niego zrobił, że dla mnie był to nie lada komplement.
Pomału weszłam po schodach na najwyższe piętro. Przedemną zamajaczyły się ciemne drzwi strychu. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach. Nigdy nie przepadałam za tym miejscem. Jak jedni boją się piwnicy, tak ja nie lubię strychów. Wzięłam głęboki oddech i odhaczyłam, lekko już zardzewiały, łańcuszek. Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Z mocno bijącym sercem, wsunęłam rękę do środka i zaczęłam szukać włącznika. Głęboko odetchnęłam, kiedy w pomieszczeniu zrobiło się jasno. Pewniejszym już krokiem weszłam po trzech schodkach do góry i znalazłam się wśród wielkich kartonów, skrzyń i mebli zakrytych białymi prześcieradłami. Podeszłam do pierwszego z brzegu kufra. Otworzyłam wieczko i znalazłam w środku ozdoby choinkowe. Ciężko westchnęłam. A czego chciałam się spodziewać? Przecież nie dostane niczego podanego na tacy. Chociaż bym się nie obraziła...
Przeszłam do kolejnego pudła. Były tam różnego rodzaju słoiki, miski i bardzo dużych rozmiarów garnki.
Przez kolejne piętnaście minut, nie było żadnej poprawy. W końcu usłyszałam głośne kroki na schodach.
- Dłużej się nie dało co? - warknęłam, nawet się nie odwracając.
W odpowiedzi usłyszałam głośny charkot.
Zdziwiona wstałam i zwróciłam się w stronę, skąd dochodził dziwny odgłos.
Przedemną stała dziwna postać, z poranioną i bez jednego oka twarzą.
Wrzasnęłam przerażona. Chwyciłam pierwszy z brzegu przedmiot i z całej siły cisnęłam w jego stronę. Stwór zrobił sprawny unik i ruszył w moją stronę. Zaczęłam uciekać jednak on był szybszy. Rzucił się na mnie i wylądowaliśmy na podłodze. Spanikowana zacisnęłam kurczowo powieki. Nagle rozległ się głośny śmiech. Zdziwiona delikatnie otworzyłam oczy i ujrzałam siedzącego na mnie ukrakiem Uriela. W ręce trzymał maskę.
- Ty idioto! - wrzasnęłam - mogło mi się coś stać! Mogłam zjechać na zawał! Jak śmiałeś!
Zaczęłam okładać go pięściami, na co ten jeszcze bardziej się roześmiał.
- Nie ma się z czego śmiać i złaź ze mnie!- krzyknęłam, zrzucając go na podłogę.
Szybko wstałam z zakurzonych paneli i otrzepałam spodnie.
Obrzuciłam go spojrzeniem i wściekła ruszyłam przed siebie. Jednak po sekundzie do głowy wpadł mi pewien pomysł. Dlaczego ma mu to ujść płazem?
Podeszłam do kartonu, którego zawartość wcześniej oglądałam i wyciągłam niewielkich rozmiarów pojemnik.
Kiedyś, jak byłam mała, odwiedził mnie o dwa lata starszy kuzyn. Był miłośnikiem kolekcjonowania, nie żyjących już owadów. Kiedy wyjeżdżał podarował mi jedno pudełeczko, ze swoim drogocennym skarbem, które potem wylądowało na strychu.
Odkręciłam wieczko.
W środku leżało kilka wysuszonych pająków i różnej wielkości, much. Na palcach podeszłam do siedzącego na podłodze chłopaka i szybkim ruchem, wysypałam na niego zawartość pojemnika. Część wylądowała na jego głowie, a druga część pod jego koszulką. Poderwał się z miejsca jak oparzony, a kiedy spostrzegł co się stało, spojrzał na mnie, z chęcią mordu w oczach.
- Nie żyjesz - mruknął, strzepując z siebie robaki.
Pisnęłam i zaczęłam uciekać. Najszybciej jak potrafiłam, wybiegłam ze strychu, pokonując kilka schodów i dopadłam drzwi łazienki. Tuż przed jego nosem, zatrzasnęłam je z hukiem i zamknęłam na zamek. Przez chwilę się mocował z klamką, jednak chwilę później chyba dał sobie spokój i usłyszałam jak schodzi na parter.
Odetchnęłam głęboko i usiadłam na klapie od toalety. - Otworzysz ładnie te drzwi, czy mam sobie sam poradzić? - podskoczyłam przestraszona, nie usłyszałam kiedy wrócił.
Przyłożyłam dłonie do ust, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
- No cóż. To była twoja decyzja! - zawołał i zaczął majsterkować przy zamku.
Po kilku sekundach drzwi stanęły otworem.
- Nie zbliżaj się - wyjąkałam.
Uriel jednak nic sobie z tego nie robił. Był coraz bliżej i bliżej. Zerwałam się na równe nogi i próbowałam go wyminąć, jednak na to nie pozwolił. Nie pozostawił mi innego wyboru. Schowałam się w prysznicu czekając na odpowiedni moment. Kiedy był już dostatecznie blisko, włączyłam kran i skierowałam strumień w stronę chłopaka. Zdziwiony na chwilę zamarł, jednak szok minął i rzucił się w moją stronę. Zaczęliśmy wyrywać sobie natrysk prysznicowy, całkowicie mocząc siebie i wszystko wokół. Nasz śmiech słychać było chyba w całym domu. Kiedy emocje lekko opadły, Uriel powiedział:
- Wreszcie zaliczyłem z tobą prysznic. Co prawda, nie widziałem cię nagiej, ale to jeszcze kwestia czasu.
Dla podkreślenia słów, zsunął mi jedno ramiączko. Pogroziłam mu palcem.
- Niedoczekanie.
Głośno się zaśmiał i zaczesał mokre włosy do tyłu.
- Pomóc ci się przebrać? - zapytał, kiedy zmierzaliśmy w stronę sypialni.
Stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha, najbardziej słodko jak potrafiłam:
- Spokojnie. Dam radę zabawić się bez ciebie - i zatrzasnęłam drzwi przed blondyna nosem, zostawiając go całkowicie osłupiałego.
Zachichotałam, kiedy usłyszałam jak mamrocze coś pod nosem. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej krótkie spodenki i bluzkę na krótki rękaw, która delikatnie odsłaniała mi brzuch. Mokre ubrania szybko zdjęłam i rzuciłam na podłogę. Włosy zawinęłam w ręcznik i dopiero wtedy poczułam ulgę. Jakie to cudowne uczucie, móc być znowu suchą. Podeszłam do lustra. Kątem oka, zauważyłam odbijający się w niej obraz. Nie wiem jakim cudem, ale go nie zauważyłam ani razu, odkąd tu przyjechaliśmy. Mama kiedyś powiedziała, że jest bardzo dla nas cenny, ponieważ kryje w sobie tajemnice. Uważałam to za bajki, ale teraz, po wszystkim czego się dowiedziałam o otaczającym mnie świecie, to nic nie było dla mnie niemożliwe. Swobodnym krokiem do niego podeszłam i delikatnie zdjęłam go ze ściany, powodując, że drobinki kurzu zawirowały. Ostrożnie położyłam go na dywanie i zaczęłam się mu przyglądać.
Na pierwszym planie widniał czarny zamek, otoczony drewnianymi chatkami. Zapewne miało to przedstawiać, niewielką wioskę. Z ciemnym kolorem zamku, kontrastowała biała postać, widniejąca w jednej z wież. Drugi plan zajmowały wzniesienia, pasące się bydła i pojedyncze drzewa.
Wzruszyłam ramionami. Nic nadzwyczajnego. Już miałam odwiesić obraz lecz coś mnie tknęło. Najdelikatniej jak potrafiłam, wyciągnęłam dzieło z ramy, którą chwilę później zaczęłam dokładnie oglądać. Nie pomyliłam się. Wewnątrz wsadzona była, zrulowana kartka. Z mocno bijącym sercem wybiegłam z pokoju, by poszukać Uriela.
Był w swoim pokoju. Nie pukając wpadłam do środka jak burza.
- Trzeba było przyjść chwilę wcześniej. Akurat założyłem spodnie - uśmiechnął się kpiąco - wiedziałem, że w końcu zmienisz zdanie.
- Co ty bredzisz? - warknęłam - lepiej zobacz co znalazłam.
Podałam mu papier. Jego twarz momentalnie spoważniała, a oczy zaczęły błyszczeć.
- Wreszcie cię mam - powiedział.
- Ekhm, rozmawiasz z kartką? - uśmiechnęłam się z politowaniem.
- Może - podniósł brew do góry.
- Chyba spadłaś mi z nieba - powiedział po chwili.
Tym razem, jednak do mnie.
- Myślałam, że ty już to zrobiłeś.
Oboje się roześmialiśmy.
- Ale tak na poważnie. Jesteś wielka. Jak ją znalazłaś?
Ppstukałam się w czoło.
- Główka pracuje, zdrówko dopisuje.
- Bardzo śmieszne - mruknął.
- A tak na poważnie. Miałam... przeczucie - wzruszyłam ramionami - powiesz mi co jest tak ważnego w tej kartce?
Skinął głową, bym za nim poszła. Rozłożył znalezisko na stole. Moim oczom ukazała się...
- Mapa? - otworzyłam szeroko oczy.
- Dokładnie. Jednak nie jest to zwykła mapa. Oprowadzi nas ona, po czeluściach Hadesu. Dzięki niej wtrafimy do kryjówki Finnicka i uratujemy twojego Jamesa.
Miałam wrażenie, że przy ostatnich słowach, lekko posmutniał. Jednak szybko to minęło. Nałożył na twarz, niewzruszoną maskę i stał wpatrując się w mapę.
- A.. - zawahałam się- wiesz gdzie jest wejście do piekła?
- Naturalnie. Myślę, że za dwa dni możemy już ruszać.
Skinęłam głową. Miałam już wyjść, jednak odwróciłam się do Uriela.
- A co będzie z ... nami?
- Wszystko będzie tak jak dawniej. Ty będziesz szczęśliwa z Jamesem, a my będziemy się nienawidzieć. Jednak dalej będę twoim aniołem stróżem i zrobię wszystko co w mojej mocy, aby nic ci się nie stało.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Delikatnie się tylko uśmiechnęłam i wyszłam z pokoju, pozwalając, aby gorące łzy, zmoczyły mi policzki.

6 komentarzy:

  1. Super czekam na nastepna czesc ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ❤ baaardzo mi się podoba . Czekam na next :* Twoja Mionka

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że uratują Jamesa. Jestem ciekawa, który z nich skradnie jej serca na samym końcu? A może zaden?
    Super rozdział, czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana bardzo mi się podobało. Ja jednak musze przyznać, że bardziej kibicuję parringowi Rose i Uriela. Nie wiem czemu, ale to on skradł mi serce ;D Proszę pisz częściej rozdziały! Buziole ;* Ps. Super wygląd <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu ten rozdział jest taki słodki 💞💞💞

    OdpowiedzUsuń