Powered By Blogger

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 16

Pewna kobieta stała w cieniu wysokiego budynku. Kontem oka, uważnie obserwowała dwie postacie, idące w jej stronę. Chłopak był wysoki, umięśniony. Miał zabawnie rozwiane blond włosy, orzechowe oczy i wąskie usta. Znała go z widzenia i tak samo jak dziewczyna idąca u jego boku, mieszkał w miasteczku od niedawna. Partnerka podążająca koło niego miała średniej długości brązowe włosy z niebieskimi końcówkami, błękitne oczy i mocno czerwone, pełne usta. Obydwoje mieli na sobie plecaki, po których było widać, że są zapełnione. Szybkim krokiem kierowali się w stronę dworca PKP. Dziewczyna wyglądała na wielce zatroskaną i co chwile nerwowym wzrokiem rzucała za ramię. Wtem chłopak jej coś szepnął, na co pokiwała potakująco głową i przyśpieszyła kroku.
- A więc wyjeżdżasz? - szepnęła do siebie kobieta - tylko dziecko uważaj na siebie.


    ***


Po szkole wpadłam do domu jak torpeda i w pokoju, rzuciłam się do szafy jak głupia. Zaczęłam po kolei wyrzucać z niej rzeczy na łóżko. W ekstremalnym tępie, stos ubrań i innych przydatnych przedmiotów, zaczął rosnąć. Szybkim ruchem zgarnęłam wszystko do plecaka. Uriel obiecał, że zajmie się jedzeniem i napojami. Zapięłam porządnie plecak i wyszłam z pokoju zarzucając go sobie na plecy. Widziałam jak babcia siedzi w salonie nieświadoma niczego i beztrosko szydełkuje. Niepewnym krokiem do niej podeszłam.
- Nonna? - szepnęłam.
- Tak, drogie dziecko?
- Wiesz, że nie ważne co się stanie, to będę was cały czas kochać?
Spojarzała na mnie zza okularów.
- Oczywiście. My ciebie zresztą też.
- Nie martwcie się o mnie. Postaram się niedługo wrócić - schyliłam się i pocałowałam bacię w policzek - mam nadzieję, że wtedy wszystko zrozumiecie.
Odwróciłam się na pięcie i pędem wybiegłam z domu, zostawiając zszokowaną kobietę. Kiedy zrozumie sens moich słów, ja będę już daleko. Ukradkiem wytarłam łzę, spływającą samotnie po policzku. Swoje kroki skierowałam w umówione miejsce. Uriel już tam był i czekał na mnie spokojnie. Bez słowa ruszyliśmy przed siebie w stronę miasteczka. Musieliśmy dojść dość szybko na dworzec kolejowy, bo do odjazdu naszego pociągu pozostało zaledwie dwadzieścia minut. Szliśmy nie odzywając się do siebie. Każdy zajęty był swoimi myślami, jednak nagle poczułam ciężki wzrok na sobie. Pomału podniosłam głowę i rozejrzałam się wokół. Zdążyliśmy się już znaleźć w miasteczku i aktualnie szliśmy główną drogą. Z daleka zauważyłam sklep z ubraniami, gdzie niedawno byłam na zakupach z Katie i Alice. Potem poszłam za Urielem i ... o nie, jęknęłam w duchu.
Przed sklepem stała ta dziwna sprzedawczyni, która ostatnim razem nie spuszczała z nas wzroku. Zresztą teraz było podobnie. Poprostu stała i patrzyła.
- Rose - usłyszałam szept.
To Uriel się nademną pochylał.
- Nie patrz na nią. Wydaje mi się podejrzana. Poprostu przyśpieszmy kroku - w tym samym czasie postukał w zegarek, żeby wyglądało, że mówi mi o godzinie.
Przytaknęłam głową i przyśpieszyłam. Kiedy ją mijaliśmy odwróciłam głowę w stronę mojego towarzysza. Przez ciało przeleciał mnie prąd. Jej spojrzenie wywiercało mi dziurę w plecach. Poczułam jak ktoś mnie chcwycił za rękę. Zdezorientowana spojrzałam na Uriela, na co ten uśmiechnął się szeroko.
- Musimy przecież udawać parę. Znając twoje szczęście, jakiś palant się doczepi do ciebie, a ja chcę mieć w czasie podróży minimalne kłopoty.
- Znając moje szczęście? - rzuciłam na niego spode łba.
- No tak - zaśmiał się - przyciągasz kłopoty jak magnes.
- Dzięki - lekko się naburmuszyłam - wracając do podróży, zdradzisz mi, gdzie jedziemy tym pociągiem?
- Do Rzymu na lotnisko.
- Na lotnisko?!
- Jedziemy do twojego domu.
- Zwariowałeś? A nawet jeśli, to przecież biletów nie mamy.
- Nie doceniasz mnie - zabawnie podniósł jedną brew.
W geście poddania, usiosłam dłonie do góry.
- A jeśli mogę wiedzieć, to dlaczego tam jedziemy?
- Może tam być jedna wskazówka, jak szybko i bezboleśnie dostać się do czeluści piekieł.
- Bezboleśnie? Czy to metafora?
- Niestety nie - uśmiechnął się smutno i pokręcił głową - jeszcze tyle nie wiesz, o otaczającym cię świecie.
Ucichliśmy, gdy zbliżyliśmy się do wejścia na dworzec.


***


Po zajęciu osobnego przedziału, usadowiliśmy się wygodnie po przeciwnych stronach. Zauważyłam, że na dworcu jak i w pociągu, było zadziwiająco mało osób. Ale no tak. Kto normalny jeździ w środku tygodnia do Rzymu? Oparłam głowę o szybę i poczułam wielkie zmęczenie. Delikatnie przymknęłam oczy, powoli oddając się w ręce snu.
Kiedy się obudziłam, Uriela nie było w przedziale. Zaczęłam podziwiać widoki, jakie mijaliśmy. Lasy, samotne drzewa, pola, zwierzęta. Było tak pięknie, że sama z chcęcią bym się tam zatrzymała. Rozległ się dźwięk rozsuwanych drzwi przedziału.
- Już się obudziłaś? - usłyszłam znajomy głos - akurat przyniosłem małe co nieco.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, patrząc jak Uriel rozkłada wszystko na stoliku. Po chwili wesoło gawędząc, zaczęliśmy wszystko pałaszować.
- Dlaczego niebieski? - zapytał z nienacka.
- Słucham?
- No włosy.
- Aa, poprostu to mój ulubiony kolor. Zresztą jako jedyny mi pasował - zaśmiałam się.
- Rzeczywiście. Do twarzy ci.
Pokiwałam głową, w geście podziękowania i dokończyłam jeść kanapkę.
- Opowiesz mi trochę o naszym świecie? I o tym gdzie idziemy?
Uriel spojrzał na mnie uważnie i odłożył widelec.
- Znasz mitologie grecką?
Pokiwałam głową.
- Świetnie - odetchnął - będzie ci to łatwiej ogarnąć.
- A więc... - zachęciłam go.
- Ludzie, którzy wierzą w jednego Boga - chwilę się zastanowił - mam! Chrześcijanie. A więc, oni są uczeni w szkołach, kościołach o jedynym bogu. I ludzie w to wierzą. Jak dobrze wiesz, są też inne religie, które są bardzo do siebie podobne. W każdej tkwi ziarnko prawdy, jednak prawda jest taka, że jest więcej bogów, a tam gdzie się udajemy, to jest to królestwo Plutona.
Zakrztusiłam się sokiem, który właśnie piłam.
- Hades? Czy ty właśnie próbujesz sobie ze mnie żartować?
- Nie - głośno się zaśmiał - wiem, że może to brzmieć lekko niedorzecznie, ale to najczystrza prawda. Nie masz wyboru. Musisz mi zaufać.
- A to co James opowiadał mi o Raju i o Bogu, który wypędził aniołów. Czy to są brednie?
- Oczywiście, że nie - oburzył się - poprostu nazwał najwyższego boga tak, jak ty posługujesz się jego imieniem.
- Więc jak ma na imię? - zapytałam.
- Uwaga! Teraz się zdziwisz - przeczesał palcami włosy - od tysiącleci ludzie wymyślali mu nowe nazwy, aż w końcu wszyscy i on sam, zapomnieli jak się nazywa.
- Więc posługuje się wszystkimi imionami? - domyśliłam się, unosząc brew do góry.
Kiwnął potakująco głową i zwrócił twarz w stronę okna, na chwilę się zamyślając.
Po chwili powiedział
- Mam nadzieję, że wiesz gdzie twoi rodzice trzymali w domu dokumenty.
- Nie rozumiem. Po co tam jedziemy i do czego potrzebne ci dokumenty moich rodziców? - zapytałam zdziwiona.
- Twoi rodzice dużo wiedzieli o tobie i twoim pochodzeniu. Możemy tam znaleźć przydatne informacje.
"Rzym. Stacja trzecia" rozległo się z głośników. Wstaliśmy składając stolik i pakując parę kanapek do plecaków. Poczuliśmy jak pociąg zaczął hamować, aż w końcu się zatrzymał. Wyszliśmy wprost na rozgrzany dworzec. Momentalnie rozpiełam bluzę i zaczęłam się wachlować dłonią.
- U nas tak ciepło nie było - mruknęłam.
- Taa - odburknął Uriel - góry jednak robią swoje.
Zaczęliśmy się przepychać przez zatłoczony przez turystów dworzec, aż wreszcie znaleźliśmy się na zatłoczonej ulicy Rzymu. Rozejrzałam się wokół i westchnęłam. Jak tu pięknie!
Niedaleko znajdowało się wielkie koloseum, ruiny forum romanum i fora cesarskie. Mimo iż wszystko w ruinie, to nadal zachwycało wielkością, pięknem i kunsztem. Przechodząc obok tych "dzieł" poczułam się jakbym cofnęła się do roku p.n.e. Nie minęło dziesięć minut, a my już dotarliśmy na lotnisko. Uriel zaczął wszystko załatwiać, a na końcu oddał nasze plecaki do luku bagażowego.

***

Podróż w samolocie minęła nam w miarę szybko, trochę dłużej postaliśmy przy wyciągu, który podawał bagaże. Jednak kiedy odzyskaliśmy to co nasze, ruszyliśmy poszukać wolnej taksówki.
- Resztę ty załatwiasz - powiedział Uriel, siadając na tylnym siedzeniu.
Ciężko westchnęłam i zajęłam miejsce obok kierowcy.
- Dzień dobry. Prosilibyśmy na ulicę Wielkiego Budowniczego 22a.
Facet pokiwał głową i pomału włączył się do ruchu drogowego. Przejechaliśmy obok Kapitolu, na co Uriel zagwizdał z podziwem. Stojąc w korku mruknęłam
- Tylko się nie przestrasz bałaganu.
Pół godziny później blondyn płacił kierowcy, a ja stanęłam przed domem i nie potrafiłam się ruszyć.
W mojej glowie pojawiło się wspomnienie wieczoru, kiedy czekałam na wracających rodziców. Miałam urodziny.  Późno w nocy zadzownili ze szpitala, że moi rodzice ulegli wypadkowi samochodowemu i nie przeżyli. W moich oczach pojawiły się łzy. Poczułam jak Uriel obejmuje mnie ramionami i mocno przytula. Lekko się uspokoiłam. Czułam się przy nim bardzo bezpieczna. Nawet bardziej niż przy Jamesie. Skarciłam się w myślach. Kocham Jamesa i jadę go uratować. On jest tym jedynym, mimo, iż mnie okłamał. Delikatnie wyswobodziłam się z objęć i zaczęłam szukać kluczy w plecaku. Po chwili je znalazłam. Głęboki oddech i sprawnym ruchem otworzyłam drzwi. Weszliśmy do środka i rozejrzeliśmy się wokół. Nic się tu nie zmieniło, jedynie meble przykryte były białymi płachtami.
- Pójdę do sklepu kupić coś na obiad - powiedział Uriel, wyciągając portfel i przeliczając pieniądze.
- Dobra. Ja tu trochę ogarnę i pójdę się wykąpać - powiedziałam dając mu klucze od domu.
Zamknęłam za nim drzwi na cztery spusty i rozejrzałam się wokół. Trochę roboty na mnie czekało. Sprawnymi ruchami ściągałam prześcieradła z mebli i  składałam w kostke, rzucając je do kąta. Następnie udałam się do mojego pokoju i otworzyłam szafę, wkładając do niej ubrania z plecaka. Kiedy wszystko było w miarę gotowe, otworzyłam okna, zabrałam świeże ciuchy, ręcznik i udałam się do łazienki, by wziąć prysznic.
Czułam jak woda cienkimi strumieniami spływała po moim ciele. Wszystkie mięśnie się rozluźniły. Po kąpieli ubrałam się w spodnie z dresu i luźny podkoszulek. Włosy spiełam w wysokiego koka i gotowa zeszłam na dół, skąd dolatywał smakowity zapach. Zastałam Uriela przy kuchnce gotującego makaron.
- Idź się wykąp. Zastąpię cię - powiedziałam - ręczniki są w szafie w przedpokoju na piętrze.
Obrzucił mnie przelotnym wzrokiem i uśmiechnął się kpiąco.
- Ładnie wyglądasz.
Zdzieliłam go ręką w bark, na co ten się zaśmiał.
- Spadaj - warknęłam.
- Jak sobie życzysz - ukłonił się teatralnie i oddał mi drewnianą łyżkę.
Zajrzałam do drugiego garnka. Gotował się tam sos pomidorowy. Po pięciu minutach spróbowałam makaronu. Idealny.
Dałam durszlak do zlewu i wlałam tam zawartość garnka. Odcedziłam makaron i wrzuciłam do sosu pomału mieszając. Zaglądnełam do lodówki. Uśmiechnęłam się szeroko. Pomyślał o wszystkim. Szybkim ruchem wyciągnęłam ser parmigiano i wsypałam go do miseczki. Naszykowałam w jadalni stół. Kiedy stawiałam spaghetti na stole, przyszedł Uriel. Włosy miał jeszcze wilgotne, zabawnie rozczorchane i ...
- Pozwolisz, że zostanę bez koszulki? Jest mi strasznie gorąco.
Pokiwałam głową i skupiłam się na nakładaniu obiadu, by nie zauważył rumieńców, które wyszły mi na policzkach.
Jedliśmy w ciszy, każdy zajęty swoimi myślami. Starałam się nie zwracać uwagi na umięśnioną klatę mojego towarzysza.
- Posejdon też jest? - przerwałam ciszę.
- Hę? Ach tak jest. To Tryton.
- Pozwól, że będę się posługiwała greckimi nazwami. Będzie mi łatwiej.
- Okej.
- Czy Hades i Posejdon, są naprawdę braćmi tego, no - nie wiedziałam jak to powiedzieć - najwyższego boga?
- Pluton i Tryton - mruknął pod nosem, na co ja posłałam mu mordercze spojrzenie - tak, są braćmi.
- Czyli próbujesz mi wmówić, że mitologia greków to nie bujda? - zwątpiłam.
- Tak - westchnął - już ci mówiłem. Może to niedorzecznie brzmi, ale będziesz mi musiała zaufać. Zgoda?
- Zgoda - westchnęłam, wstając od stołu i zanosząc swój talerz do kuchni.
Kiedy się tam znalazłam, moją uwagę przykuła fotografia.
Przedstawiała małżeństwo i małą dziewczynkę.. Byli w wesołym miasteczku i wszyscy szeroko się uśmiechali. Przypomniałam sobie tamten dzień. Był drugi tydzień wakacji, a ja miałam zaledwie dziesięć lat. Tamtego dnia do Waszyngtonu przyjechało wesołe miasteczko. Udaliśmy się tam we trójkę. Spędziliśmy w miasteczku cały dzień, kręcąc się na karuzelach i jeżdżąc kolejkami. Pod koniec dnia klaun zrobił nam to zdjęcie.
Smutna spuściłam głowę w dół.
Tak bardzo za nimi tęsknię. Odwróciłam się i spostrzegłam stojącego za mną Uriela. Nie czekając, aż coś powie wtuliłam się mocno w jego tors. Zdziwiony przez chwilę stał niezdecydowany, aż wreszcie mocno mnie objął. Sama nie wiem ile tak staliśmy. Może minutę, może pięć minut, może dwadzieścia. W końcu oderwałam się od niego.
- Przepraszam - szepnęłam - ale dalej nie potrafię sobie poradzić z tym, że ich już tu nie ma.
- Rozumiem - powiedział i pocałował mnie w czoło - idź usiądź ja pozmywam.
Parę sekund stałam zdziwiona gestem chłopaka. Przecież zawsze był dla mnie zimny, szorstki. Więc co się teraz stało? Może zadługo przebywa w moim towarzystwie i zdążył się do mnie przyzwyczaić? Nie wiem.
Zgodnie z jego poleceniem poszłam do salonu i się położyłam. Muszę przyznać - za dużo emocji jak na jeden dzień.



Chciałabym wszystkim życzyć Wesołych Świąt i Szczęśliwego nowego roku. :)

8 komentarzy:

  1. Przeczytałam i bardzo mi się podobało :) czekam na kolejną część :* Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana to było super <3 warto było tyle czekać :* buziaki! Mam nadzieję, że kolejna część już wkrótce

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę że już dodałaś ten rozdział. I zgadzam się z panią powyżej: warto było czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja droga to było mega <3 kocham cię!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że wreszcie dodałaś :) super rozdział. Wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham <3 kiedy next?? :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy następna część? :)

    OdpowiedzUsuń