Powered By Blogger

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 6

- Wszystkie konie, widzę bardzo zadbane. Przyjadę za tydzień z pieniędzmi i odrazu je z tąd zabiorę.
Rose napływają łzy do oczu. To nie może być prawda.
Słyszy coraz cichsze kroki, oddalające się w stronę domu i dopiero, kiedy całkiem cichną, opada bez czucia na ziemię.
~
- Aniele?
Słyszy nad sobą delikatny głos. Czuje jak łzy powracają, lecz mimo to nie otwiera oczu. Postanawia skupić się nad swoim położeniem. Czuje, że leży na czymś miękkim. Łóżko? Nie, raczej nie. Przecież pamięta dobrze, że była w stajni. Przejeżdża ręką, by wyczuć coś twardego, słomę. Jednak wokół jest miękko. Następnie zaczyna badać materiał, który ją okrywa. Jest delikatny i śliski. Czyżby satyna?
Jest już stu procentowo pewna, że nie jest ani w stadninie ani w boksie.
Nagle czuje na swoim policzku, czyjś nierówny oddech. Momentalnie sztywnieje. Po krótkim czasie postanawia otworzyć oczy. Jednak widzi tylko ciemnoś.
Jeszcze jest noc, myśli. Pomału odwraca głowę w prawą stronę i widzi parę jasnych oczu.
- Nareszcie się obudziłaś - szepnął chłopak.
- Gdzie ja jestem? - zapytała, równocześnie siadając.
- W pokoju, a dokładniej w łóżku - odpowiedział drwiącym głosem James.
- Bardzo śmieszne.
Rose pomału wstała, przytrzymując się materaca. Kiedy odzyskała równowagę podeszła do okna.
- Gdzie ja jestem?! - spytała ponownie krzyżując ręce na piersiach.
- U mnie w domu - mruknął pod nosem James.
Dziewczyna uniosła z niedowierzaniem brwi.
- Co-o? - lekko się zająknęła.
- Zemdlałaś i nie chciałem zostawić cię samej. - wzruszył ramionami.
Rose bez słowa, wyjrzała przez okno. Przypomniały jej się ostatnie chwile spędzone z Jamesem. Ich
wpierw delikatne pocałunki, z czasem robiące się coraz bardziej namiętne. Dotknęła językiem ust. Pamięta jak zaczęło im brakować tchu. Na to wspomnienie zrobiła się cała czerwona. W duchu dziękowała za to, że jest ciemno.
- O czym myślisz?
- O niczym ważnym - powiedziała, nie patrząc na niego.
Nagle zobaczyła jak coś lub ktoś, poruszyło się niedaleko domu. Zaciekawiona starała się najlepiej jak potrafiła wytężyć wzrok, by zobaczyć co to.
"Natychmiast odsuń się od okna" , usłyszała w głowie ostry głos. Znowu to samo, pomyślała, nadeszła pora by udać się do lekarza.
Nagle poczuła silne szarpnięcie do tyłu.
- Nie wychylaj się przez okno - syknął James.
- Co się dzieje - zduszonym głosem zapytała Rose.
- Zaczekaj tu i NIE wychodź do okna. - na słowo "nie" dał wielki nacisk.
Rosalia kiwnęła tylko głową i patrzyła jak chłopak wychodzi z pokoju. Stała tak jeszcze przez parę minut, aż w końcu wdrapała się na łóżko i zwinęła się w kłębek. Zastanawiała się kto to mógł być i dlaczego jakiś głos , chwilę przed tym nim niebieskooki chwycił ją za ramię, kazał jej odejść od okna.
Może James potrafi się porozumiewać telepatycznie, zaśmiała się sama ze swojego pomysłu, lecz naraz zesztywniała, a jeśli to prawda?

~~

James błyskawicznie zbiegł ze schodów i pognał na dwór. Już z daleka zobaczył ciemną postać. Chłopak zaklnął w duchu i ruszył w jej kierunku. Kiedy dzielił ich niecały metr usłyszał:
- Wreszcie przyszłeś. A już zaczynałam się niepokoić, że nie wyczułeś mojej obecności.
- Czego chcesz? - wysyczał przez zęby.
- Ja? Przyszłam się z tobą tylko zobaczyć.
- Nie pleć głupstw, gadaj szybko co chcesz powiedzieć i znikaj stąd.
- Jakiś ty niespokojny. Nie poznaję cię James. Kiedyś na wszystko miałeś czas, i dla mnie też.
- No cóż życie - powiedział z drwiącym uśmiechem - czas ucieka, a ludzie się zmieniają.
Postać pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Ale ty nie jesteś człowiekiem. Nie masz prawa się zmieniać.
- Nie jestem już jednym z was. Spójrz! - odwrócił się do niej tyłem i uniósł koszulkę do góry - widzisz? To oznacza, że już do was nie należę! Jestem inny!
- Jak możesz.. Jak możesz nie tęsknić za domem?  - chwila wahania - to przez nią prawda? Nie rozumiem cię, powinieneś jej nienawidzić, to w końcu przez nią wypędzili cię! Wypełnij obietnicę i wróć.
- Nigdy. Obietnica dawno została rozwiązana, nie mam zamiaru wypełniać czegoś, co już dawno nie istnieje. - powiedział obojętnie James.
- Nie pozwolę byś tu został! Jeszcze tu wrócę i ci pomogę, czy tego chcesz czy nie! - wykrzyknęła postać, i pobiegła między drzewa.
- Ani się waż! - wykrzyknął rozwścieczony James, lecz po niej nie pozostał, żaden ślad.
Nagle zaczął się niepokoić. Znał ją i wiedział, że będzie dążyć do tego by wrócił. Chodźby miała przelać niewinną krew. Nagle przypomniał sobie o Rose, którą zostawił w swoim pokoju. Wiele negatywnych myśli przeleciało mu przez głowę. Mając złe przeczucia ruszył szybkim krokiem w stronę domu.
Kiedy znalazł się w holu zawołał:
- Aniele?! - jednak odpowiedziała mu tylko cisza. Najprędzej jak mógł, zaczął wchodzić po schodach.
- Rose?! - powtórzył wchodząc do pokoju.
Stanął w drzwiach i odetchnął z ulgą. Dziewczyna leżała na jego łóżku i spała. Uspokojony podszedł do niej i okrył ją kołdrą.
- Dobranoc - szepnął jej do ucha, a następnie pocałował w policzek.
Sam podszedł do fotela, zabierając ze sobą koc.



Odrazu przepraszam, że taki krótki ale natchnienie w końcu się ulotniło :) Ale tak czy siak mam nadzieję, że się podobało :') Następny rozdział dodam prawdopodobnie w przyszłym tygodniu :)

3 komentarze:

  1. NAJLEPSZA PISARKA MOJA<3
    CZĘŚCIEJ I DŁUŻSZE ROZDZIAŁY, BO
    UDUSZĘ!:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Neeext :) tylko żeby był szybko :')

    OdpowiedzUsuń